Popularne przysłowie mówi: Człowiek strzela, Pan Bóg kulę nosi... Tak więc najnowsze wydanie "Gminy
Zdjęcie ilustrujące wspomnienia Pani Łucji |
w obiektywie" jednak ukaże się jutro, pewnie popołudniu:))) Ale nic to, jak mawiał Wołodyjowski do swej Basieńki. Tym bardziej wytęsknione trafi trafi wreszcie przed Wasze spragnione oczęta:)))
Ja tym czasem skorzystam z okazji i zareklamuję kolejny teksty, tym razem już nie mój, ale bardzo interesujący i wzruszający.
Na stronie 9 znajdziecie wspomnienia Pani Łucji Kaptur, niegdyś mieszkanki naszej gminy, obecnie zaś zamieszkującej Sopot, zatytułowane "Sentymentalne powroty", a poprzedzone krótkim słowem wstępnym Pani Basi Gawrońskiej. Poniżej zamieszczam wstęp oraz początek wynurzeń Pani Łucji.
To bardzo miłe uczucie, kiedy czytelnicy naszej gazety doceniają zawarte w niej treści, kiedy dzwonią lub piszą, dzieląc się swoimi wspomnieniami i informacjami. Tym bardziej cieszy, jeżeli są to ludzie, którzy już nie mieszkają w naszej gminie tak jak pani Lidia oraz pan z Poznania, były mieszkaniec Jordanowa. Serdecznie ich pozdrawiam.
(B.G.)
(B.G.)
SENTYMENTALNE POWROTY
Sercem wracam na złotnicką ziemię, urokliwą swoistym ładem, dobrobytem i spokojem, ziemię na której się nie urodziłam, ale wyrosłam i która dała mi obecną moc trwania. Ta, zapamiętana z dzieciństwa, opleciona własną historią, ludźmi ją tworzącymi i moimi na niej przeżyciami jest mi szczególnie droga.
Oczami serca widzę przede wszystkim „Matecznik na Złotej Górce”, czyli mój dom rodzinny otoczony trójkątem lip, wielobarwnym bzem i czterema topolami symbolizującymi narodziny dzieci, dom wypełniony wszelkimi emocjami, a nade wszystko miłością. Otaczający go ogród przylegał do pięknego niegdyś starego parku z białym dworkiem rycerskim po środku – siedzibą złotnickich władz i biblioteką. W pobliżu znajdowała się ogólnodostępna pompa ze źródlaną wodą na nasze popołudniowe wspólne herbatki. Nieco dalej stała strażnica z „niebotyczną” wieżą, na którą wejść mogli tylko strażacy z miejscowej OSP. Byłam córką komendanta tej straży, zasłużonego wielce zdobywcy złotych hełmów dla tej jednostki, nic więc dziwnego, że i ja mogłam oglądać Złotniki z lotu ptaka. Podziwiałam wtedy owalny, otoczony smukłymi topolami stadion sportowy z zieloną murawą i żwirową bieżnią dookoła.
Sercem wracam na złotnicką ziemię, urokliwą swoistym ładem, dobrobytem i spokojem, ziemię na której się nie urodziłam, ale wyrosłam i która dała mi obecną moc trwania. Ta, zapamiętana z dzieciństwa, opleciona własną historią, ludźmi ją tworzącymi i moimi na niej przeżyciami jest mi szczególnie droga.
Oczami serca widzę przede wszystkim „Matecznik na Złotej Górce”, czyli mój dom rodzinny otoczony trójkątem lip, wielobarwnym bzem i czterema topolami symbolizującymi narodziny dzieci, dom wypełniony wszelkimi emocjami, a nade wszystko miłością. Otaczający go ogród przylegał do pięknego niegdyś starego parku z białym dworkiem rycerskim po środku – siedzibą złotnickich władz i biblioteką. W pobliżu znajdowała się ogólnodostępna pompa ze źródlaną wodą na nasze popołudniowe wspólne herbatki. Nieco dalej stała strażnica z „niebotyczną” wieżą, na którą wejść mogli tylko strażacy z miejscowej OSP. Byłam córką komendanta tej straży, zasłużonego wielce zdobywcy złotych hełmów dla tej jednostki, nic więc dziwnego, że i ja mogłam oglądać Złotniki z lotu ptaka. Podziwiałam wtedy owalny, otoczony smukłymi topolami stadion sportowy z zieloną murawą i żwirową bieżnią dookoła.
(...)
Zapewne już jesteście ciekawi ciągu dalszego...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz