Stachna w całej krasie... |
Największy chyba sentyment mam do pierwszego rocznika absolwentów Gimnazjum w Złotnikach. Dlaczego? Ponieważ na początku było nas wszystkich razem z uczniami ok. 160 osób (w tych 10 nauczycieli), wszystkich się znało i było tak jakoś rodzinnie. Potem w porywach mieliśmy nawet blisko 500 uczniów i robiło się coraz bardziej anonimowo. Obecnie, jak słyszałam, znów jest znacznie mniej uczniów. To na pewno dobrze dla młodzieży, ale gorzej dla tych, co mogą stracić pracę.
Po co tak przynudzam? A ględzę o pierwszym roczniku, bowiem to rocznik Natalii Staszewskiej (pseudonim Stacha), która - jako poliglotka - buja po szerokim świecie, poszukując miejsca dla siebie. Obszerny wywiad z Natalią oraz zdjęcia znajdziecie na stronach 9-10. najnowszego wydania "Gminy w obiektywie". Poniżej zamieszczam wstęp i początek wywiadu. Stachna, pamiętaj, że Cię kochamy:)))
„Pozostaje
jednak sentyment do ludzi i miejsca (…)”
Natalia Staszewska to młoda, sympatyczna, utalentowana
i przedsiębiorcza dwudziestokilkuletnia kobieta, absolwentka pierwszego
rocznika złotnickiego gimnazjum. Swój los związała najpierw z Anglią, a później
z Norwegią. Dlaczego nie została w Polsce?
M.M.: Pochodzisz ze Złotnik, ale obecnie już tu nie mieszkasz?
Natalia Staszewska: Dokładnie tak. Pierwszy raz wyjechałam zaraz po maturze w 2005 roku do
Wielkiej Brytanii, gdzie spędziłam 3 lata, po czym wróciłam do Polski i
spędziłam w naszym kraju dokładnie 2 lata. A teraz od niemal 3 przebywam w
Norwegii.
M.M.: Co skłoniło Cię do wyjazdu z kraju?
N.S.: Za pierwszym razem było to dążenie do spełnienia marzeń. Bardzo chciałam
nauczyć się języka angielskiego, a szczególnie z akcentem brytyjskim. Przyznam
się, że chciałam później wrócić do Polski i zostać nauczycielką tegoż właśnie
języka. Jak widać, nie spełniło się tylko to ostatnie marzenie.
Natomiast do
przyjazdu do Norwegii zmusiły mnie już warunki panujące w Polsce, gdzie moje
certyfikaty i znajomość języka nie pozwoliły na znalezienie dobrej pracy. Był
to okres, kiedy rynek pracy miał otwierać się na osoby powracające z obczyzny,
ale - pewnie nie tylko z mojego punktu widzenia - wcale tak nie było. Poza tym,
po osiągnięciu pełnej niezależności, powrót do domu rodzinnego jest bardzo
przyjemny, kiedy pojawiamy się w nim z odwiedzinami...
M.M.: Zatem czasami wracasz?
(...)
Pierwszy rocznik złotnickiego Gimnazjum też chyba darzy te czasy wielkim sentymentem :). A już rodzinna i intymna atmosfera pośród Wszystkich Świętych jest nie do zapomnienia. Szkoda tylko, że nie mogę tu znaleźć żadnych zdjęć z tamtych czasów :P. Pozdrawiam! Magda St.
OdpowiedzUsuńNiestety, wtedy nie miałam cyfrówki, a zdjęcia papierowe w albumach mam tak usytuowane, że na wózku do nich nie dotrę. Apelowałam już o to, że jeśli ktoś ma foty z tamtych czasów i może je zeskanować oraz mi przesłać, to zamieszczę natychmiast, ale nikt się nie odezwał:((( O ile stanę na nogi, dokopię się do albumów, jednak nie wiem, kiedy to nastąpi...
OdpowiedzUsuńProszę więc, jeszcze raz o przesyłanie skanów. A zdjęcia były urokliwe, chyba najlepsze z wszystkich, które zrobiłam:))) Kilka zasponsorowanych przeze mnie antyram z Waszymi fotografiami wisi w moim byłym gabinecie polonistycznym. Pozdrawiam zatem serdecznie i czekam na odzew:)))
A to numer, wisimy na ścianach? :) Kiedyś muszę przeszukać stare albumy, na pewno coś się znajdzie - oczywiście podeślę. Raz jeszcze pozdrawiam ;).
OdpowiedzUsuńTak, wisicie. Coś około 10 zdjęć formatu A4:)))
OdpowiedzUsuńDuża buźka:)))