Dzisiaj, zgodnie z obietnicą, cały wywiad z Natalią Staszewską. Kto, z jakichś względów, nie
mógł zakupić lipcowego wydania "Gminy w obiektywie", ten teraz może zapoznać się z całością tej rozmowy.
Zakończenie sezonu narciarskiego 1 maja 2013 - Hemsedal
|
Natalii życzę spełnienia marzeń, jej rodzinie dużo szczęścia, a wszystkim członkom mojego pierwszego zespołu teatralnego "Wszyscy Święci" wielu wspaniałych doświadczeń życiowych, które doprowadzą ich do upragnionego celu.
Rozmawiałam już z Alą Kopydłowską, teraz z Natalią. Może następny "Święty" zgłosi się na ochotnika?
„Pozostaje
jednak sentyment do ludzi i miejsca (…)”
Natalia Staszewska to młoda, sympatyczna, utalentowana
i przedsiębiorcza dwudziestokilkuletnia kobieta, absolwentka pierwszego
rocznika złotnickiego gimnazjum. Swój los związała najpierw z Anglią, a później
z Norwegią. Dlaczego nie została w Polsce?
Sognefjorden. Drugi pod względem długości fiord na świecie |
Natalia Staszewska: Dokładnie tak. Pierwszy raz wyjechałam zaraz po maturze w 2005 roku do
Wielkiej Brytanii, gdzie spędziłam 3 lata, po czym wróciłam do Polski i
spędziłam w naszym kraju dokładnie 2 lata. A teraz od niemal 3 przebywam w
Norwegii.
M.M.: Co skłoniło Cię do wyjazdu z kraju?
N.S.: Za pierwszym razem było to dążenie do spełnienia marzeń. Bardzo chciałam
nauczyć się języka angielskiego, a szczególnie z akcentem brytyjskim. Przyznam
się, że chciałam później wrócić do Polski i zostać nauczycielką tegoż właśnie
języka. Jak widać, nie spełniło się tylko to ostatnie marzenie.
Natomiast do
przyjazdu do Norwegii zmusiły mnie już warunki panujące w Polsce, gdzie moje
certyfikaty i znajomość języka nie pozwoliły na znalezienie dobrej pracy. Był
to okres, kiedy rynek pracy miał otwierać się na osoby powracające z obczyzny,
ale - pewnie nie tylko z mojego punktu widzenia - wcale tak nie było. Poza tym,
po osiągnięciu pełnej niezależności, powrót do domu rodzinnego jest bardzo
przyjemny, kiedy pojawiamy się w nim z odwiedzinami...
M.M.: Zatem czasami wracasz?
N.S.: Oczywiście!!! W Złotnikach mieszkają moi rodzice i babcia, a także inni
bliscy. Mam też niedaleko do siostry czy przyjaciółki ze szkolnych lat. Kiedy
przyjeżdżam, lubię też zobaczyć, co się u nas na wsi zmieniło, a muszę
przyznać, że za każdym razem mogę dostrzec coś nowego. Muszę dodać, że często
się tam nie pojawiam, dlatego łatwo mi jest zobaczyć różnice. Miło jest też
spotkać znajome twarze. Ostatnio miałam przyjemność spotkać koleżankę, której
nie widziałam niemal od czasów ukończenia gimnazjum, a w tym samym momencie
natrafiłam na moją byłą wychowawczynię Panią Wandę, z którą lubię zamienić
kilka słów. Zawsze żałuję, że moje przyjazdy są za krótkie i szybkie, a czasu
na odwiedziny przy kawie i ciastku brakuje. Pozostaje jednak sentyment do ludzi
i miejsca, bo przecież to w Złotnikach się wychowałam i spędziłam młodzieńcze
lata. Pozostały z nich piękne wspomnienia.
M.M.: Swoje życie wiążesz już na zawsze z zagranicą, czy zamierzasz kiedyś
wrócić na stałe?
N.S.: Do tej pory miałam okazję doświadczyć życia i pracy w 3 krajach: Anglia - Polska - Norwegia. 8 lat temu uparcie twierdziłam, że wyjeżdżam tylko na rok, później już wiązałam swoje życie z Anglią, dlatego dzisiaj nie upieram się przy niczym. Gdzie się osiedlę na stałe, jeszcze nie wiem, może za rok 'wiatr' poniesie mnie zupełnie gdzie indziej. Po tym, kiedy miałam okazję przez chwilę pracować i żyć w Polsce, postanowiłam robić wszystko, żeby nie wracać na stałe. Nie wiemy jednak, jak potoczy się nasze życie i nawet teraz nie zapieram się rękami i nogami przed powrotem do Polski. Dziś jestem tu, w Norwegii i tu żyję, a co będzie jutro, to się okaże.
N.S.: Do tej pory miałam okazję doświadczyć życia i pracy w 3 krajach: Anglia - Polska - Norwegia. 8 lat temu uparcie twierdziłam, że wyjeżdżam tylko na rok, później już wiązałam swoje życie z Anglią, dlatego dzisiaj nie upieram się przy niczym. Gdzie się osiedlę na stałe, jeszcze nie wiem, może za rok 'wiatr' poniesie mnie zupełnie gdzie indziej. Po tym, kiedy miałam okazję przez chwilę pracować i żyć w Polsce, postanowiłam robić wszystko, żeby nie wracać na stałe. Nie wiemy jednak, jak potoczy się nasze życie i nawet teraz nie zapieram się rękami i nogami przed powrotem do Polski. Dziś jestem tu, w Norwegii i tu żyję, a co będzie jutro, to się okaże.
M.M.: Czy Twoim zdaniem młode kobiety, takie jak Ty, mogą sobie obecnie układać
życie w Polsce? Czy
mają tu optymalne warunki do robienia kariery, założenia
rodziny?
Opera Oslo zimą z mamą |
N.S.: Ciężko jest mi odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ ja osobiście nie
wyobrażam sobie siebie w Polsce, a przecież mam wiele znajomych, które założyły
rodziny i zrobiły karierę w naszym kraju. Muszę dodać, że te głosy młodych
kobiet, moich koleżanek, są podzielone. Jedne chciałyby wyrwać się z Polski w
pogoni za lepszym życiem, inne natomiast absolutnie nie mają takich potrzeb.
Uważam, że jest to indywidualne podejście i każdy wybiera własną drogę. Jednym
warunki w Polsce odpowiadają, drugim nie, a i potrzeby są różne.
M.M.: Jakie rozwiązania społeczne przeniosłabyś z Norwegii do Polski, aby polepszyć
sytuację kobiet w naszym kraju?
N.S.: Norwegia, myślę, jest krajem przychylnym kobiecie. Dajmy na to urlop
macierzyński maksymalnie 52 tygodnie, ponadto - kiedy dziecko jest chore - matce
(czy ojcu) przysługuje 'własne' zwolnienie (egenmelding barn), kiedy każdy
rodzic może zająć się dzieckiem podczas choroby. Przysługuje na to
10 dni w roku do 12 roku życia dziecka. Dalej, kobietom czy to zatrudnionym,
czy prowadzącym własną firmę, przysługują dokładnie takie same prawa do urlopu
macierzyńskiego. Co więcej, Norwegia zapewnia bardzo dobre świadczenia socjalne
dla samotnych matek.
M.M.: Jak postrzegasz swoich rodaków za granicą, w
jaki sposób postrzegają ich obywatele obcych państw?
N.S.: Polacy za granicą są bardzo różni. Osobiście wiele razy miałam
okazję doświadczyć tego, że Polak Polakowi wilkiem. Szczególnie teraz mogę być
tego świadkiem, ponieważ firma, w której pracuję, przenosi swoją siedzibę i
dokonuje nowej rekrutacji wśród obecnych pracowników. W tej sytuacji doskonale
widzę zazdrość i zawiść wśród naszych rodaków. Dodać też mogę, że sama stałam
się ofiarą mobbingu ze strony jednego z 'naszych'. Cieszę się jednak tym, że
nie wszyscy są tacy i bardzo mnie to raduje, że Polacy potrafią trzymać się
razem i wzajemnie sobie pomagać. Wydaje mi się, że jesteśmy bardziej otwarci i
staramy się współpracować ze sobą nie tylko w pracy, ale i poza nią.
Obcokrajowcy
początkowo oceniają nas stereotypowo. Polak pijak, awanturnik, przemytnik itp.
Jednak, kiedy poznają nas bliżej, przekonują się, że wcale tak nie jest. Prócz
tego, że jesteśmy bardzo cenionymi pracownikami na rynku pracy, często łamiemy
stereotypy i pozwalamy poznać się z lepszej strony. Pracuję z ludźmi z różnych
stron świata, są to nie tylko Norwedzy, ale i Szwedzi, osoby z dalekiego wschodu
czy Ameryki Południowej i większość z nich lubi przebywać wśród Polaków,
ponieważ jesteśmy bardzo towarzyscy i otwarci.
M.M.: Jakieś szczególnie przyjemne wspomnienia z ojczyzny, ze Złotnik?
N.S.: Wspomnień jest bardzo wiele i chyba nie sposób je wszystkie przytoczyć.
Jednak najprzyjemniejsze lata, które spędziłam w Złotnikach, to czasy
gimnazjum. Zawarło się wtedy wiele znajomości, a że każdy z nas był inny i
każdy miał inne pomysły na wygłupy, nie było nudno ;-) Wtedy też miałam
możliwość rozwinąć moją duszę artystyczną. Brałam udział w konkursach
plastycznych, do dziś pamiętam wszystkie swoje rysunki i wiele przyjemności
sprawiało mi 'brudzenie się' suchymi pastelami. Był zespół wokalny, chociaż
teraz zostały tylko koncerty pod prysznicem ;-) i w domowym zaciszu. I
oczywiście teatr szkolny, w którym była Pani reżyserem :-D, i masa wspomnień z
nim związana. Są to wszystkie wpadki, które zrobiliśmy na scenie, raz na przykład
w muszli koncertowej w Solankach tak pomieszaliśmy tekst, że Pani Gosia odpuściła
sobie rolę suflera i odłożyła scenariusz na bok, oglądając nas i stresując się,
że coś pójdzie nie tak. My natomiast świetnie daliśmy sobie radę, a Pani
reżyser nie dostała zawału serca;-) Czasami chciałabym wrócić do tamtych
czasów, ale świat i życie pędzi do przodu i zostają tylko piękne
wspomnienia :-D (uśmiech nr 5) ;-)
M.M.: Doskonale pamiętam tę sytuację:). Zrobiłam oczy jak pin-pongi i skupiłam się na robieniu fotografii, bo cóż
mi pozostało… To były rzeczywiście piękne czasy! Ale wróćmy do teraźniejszości.
Twoje największe marzenie?
N.S.: Lubię podróżować i zwiedzać różne nowe miejsca. W tym roku udało mi się
zwiedzić Wilno, Tallinn i Wrocław. Jednymi z takich najbardziej wymarzonych
miejsc są: Moskwa i Sankt Petersburg, a przy okazji chciałbym nauczyć się
języka rosyjskiego w jednym z nich. Mam nadzieję, że kiedyś będę miała
okazję tam pojechać. Nie mniej jednak jest tyle cudownych miejsc na świecie,
które warte są odwiedzin, że chciałabym jak najwięcej z nich zobaczyć.
M.M.: Życzę Ci zatem zwiedzenia jak
największego kawałka świata i dziękuję za rozmowę.
Zdjęcia udostępnione
przez Natalię Staszewską
Małgorzata Małecka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz