czwartek, 15 sierpnia 2013

Natalia z "Wszystkich Świętych" podbija Europę!

Dzisiaj, zgodnie z obietnicą, cały wywiad z Natalią Staszewską. Kto, z jakichś względów, nie

Zakończenie sezonu narciarskiego 1 maja 2013 - Hemsedal
mógł zakupić lipcowego wydania "Gminy w obiektywie", ten teraz może zapoznać się z całością tej rozmowy.
Natalii życzę spełnienia marzeń, jej rodzinie dużo szczęścia, a wszystkim członkom mojego pierwszego zespołu teatralnego "Wszyscy Święci" wielu wspaniałych doświadczeń życiowych, które doprowadzą ich do upragnionego celu.
Rozmawiałam już z Alą Kopydłowską, teraz z Natalią. Może następny "Święty" zgłosi się na ochotnika?

„Pozostaje jednak sentyment do ludzi i miejsca (…)”

Natalia Staszewska to młoda, sympatyczna, utalentowana i przedsiębiorcza dwudziestokilkuletnia kobieta, absolwentka pierwszego rocznika złotnickiego gimnazjum. Swój los związała najpierw z Anglią, a później z Norwegią. Dlaczego nie została w Polsce?

Sognefjorden. Drugi pod względem długości fiord na świecie
M.M.: Pochodzisz ze Złotnik, ale obecnie już tu nie mieszkasz?
Natalia Staszewska: Dokładnie tak. Pierwszy raz wyjechałam zaraz po maturze w 2005 roku do Wielkiej Brytanii, gdzie spędziłam 3 lata, po czym wróciłam do Polski i spędziłam w naszym kraju dokładnie 2 lata. A teraz od niemal 3 przebywam w Norwegii. 
M.M.:  Co skłoniło Cię do wyjazdu z kraju?
N.S.: Za pierwszym razem było to dążenie do spełnienia marzeń. Bardzo chciałam nauczyć się języka angielskiego, a szczególnie z akcentem brytyjskim. Przyznam się, że chciałam później wrócić do Polski i zostać nauczycielką tegoż właśnie języka. Jak widać, nie spełniło się tylko to ostatnie marzenie.
Natomiast do przyjazdu do Norwegii zmusiły mnie już warunki panujące w Polsce, gdzie moje certyfikaty i znajomość języka nie pozwoliły na znalezienie dobrej pracy. Był to okres, kiedy rynek pracy miał otwierać się na osoby powracające z obczyzny, ale - pewnie nie tylko z mojego punktu widzenia - wcale tak nie było. Poza tym, po osiągnięciu pełnej niezależności, powrót do domu rodzinnego jest bardzo przyjemny, kiedy pojawiamy się w nim z odwiedzinami...
M.M.: Zatem czasami wracasz?
N.S.: Oczywiście!!! W Złotnikach mieszkają moi rodzice i babcia, a także inni bliscy. Mam też niedaleko do siostry czy przyjaciółki ze szkolnych lat. Kiedy przyjeżdżam, lubię też zobaczyć, co się u nas na wsi zmieniło,  a muszę przyznać, że za każdym razem mogę dostrzec coś nowego. Muszę dodać, że często się tam nie pojawiam, dlatego łatwo mi jest zobaczyć różnice. Miło jest też spotkać znajome twarze. Ostatnio miałam przyjemność spotkać koleżankę, której nie widziałam niemal od czasów ukończenia gimnazjum, a w tym samym momencie natrafiłam na moją byłą wychowawczynię Panią Wandę, z którą lubię zamienić kilka słów. Zawsze żałuję, że moje przyjazdy są za krótkie i szybkie, a czasu na odwiedziny przy kawie i ciastku brakuje. Pozostaje jednak sentyment do ludzi i miejsca, bo przecież to w Złotnikach się wychowałam i spędziłam młodzieńcze lata. Pozostały z nich piękne wspomnienia.
M.M.: Swoje życie wiążesz już na zawsze z zagranicą, czy zamierzasz kiedyś wrócić na stałe?
N.S.: Do tej pory miałam okazję doświadczyć życia i pracy w 3 krajach: Anglia - Polska - Norwegia. 8 lat temu uparcie twierdziłam, że wyjeżdżam tylko na rok, później już wiązałam swoje życie z Anglią, dlatego dzisiaj nie upieram się przy niczym. Gdzie się osiedlę na stałe, jeszcze nie wiem, może za rok 'wiatr' poniesie mnie zupełnie gdzie indziej. Po tym, kiedy miałam okazję przez chwilę pracować i żyć w Polsce, postanowiłam robić wszystko, żeby nie wracać na stałe. Nie wiemy jednak, jak potoczy się nasze życie i nawet teraz nie zapieram się rękami i nogami przed powrotem do Polski. Dziś jestem tu, w Norwegii i tu żyję, a co będzie jutro, to się okaże.
M.M.: Czy Twoim zdaniem młode kobiety, takie jak Ty, mogą sobie obecnie układać życie w Polsce? Czy

Opera Oslo zimą z mamą
mają tu optymalne warunki do robienia kariery, założenia rodziny?
N.S.: Ciężko jest mi odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ ja osobiście nie wyobrażam sobie siebie w Polsce, a przecież mam wiele znajomych, które założyły rodziny i zrobiły karierę w naszym kraju. Muszę dodać, że te głosy młodych kobiet, moich koleżanek, są podzielone. Jedne chciałyby wyrwać się z Polski w pogoni za lepszym życiem, inne natomiast absolutnie nie mają takich potrzeb. Uważam, że jest to indywidualne podejście i każdy wybiera własną drogę. Jednym warunki w Polsce odpowiadają, drugim nie, a i potrzeby są różne.
M.M.: Jakie rozwiązania społeczne przeniosłabyś z Norwegii do Polski, aby polepszyć sytuację kobiet w naszym kraju?
N.S.: Norwegia, myślę,  jest krajem przychylnym kobiecie. Dajmy na to urlop macierzyński maksymalnie 52 tygodnie, ponadto - kiedy dziecko jest chore - matce (czy ojcu) przysługuje 'własne' zwolnienie  (egenmelding barn), kiedy każdy rodzic może zająć się dzieckiem podczas choroby.   Przysługuje na to 10 dni w roku do 12 roku życia dziecka. Dalej, kobietom czy to zatrudnionym, czy prowadzącym własną firmę, przysługują dokładnie takie same prawa do urlopu macierzyńskiego. Co więcej, Norwegia zapewnia bardzo dobre świadczenia socjalne dla samotnych matek.
M.M.:  Jak postrzegasz swoich rodaków za granicą, w jaki sposób postrzegają ich obywatele obcych państw?
N.S.: Polacy za granicą są bardzo różni.  Osobiście wiele razy miałam okazję doświadczyć tego, że Polak Polakowi wilkiem. Szczególnie teraz mogę być tego świadkiem, ponieważ firma, w której pracuję, przenosi swoją siedzibę i dokonuje nowej rekrutacji wśród obecnych pracowników. W tej sytuacji doskonale widzę zazdrość i zawiść wśród naszych rodaków. Dodać też mogę, że sama stałam się ofiarą mobbingu ze strony jednego z 'naszych'. Cieszę się jednak tym, że nie wszyscy są tacy i bardzo mnie to raduje, że Polacy potrafią trzymać się razem i wzajemnie sobie pomagać. Wydaje mi się, że jesteśmy bardziej otwarci i staramy się współpracować ze sobą nie tylko w pracy, ale i poza nią.
Obcokrajowcy początkowo oceniają nas stereotypowo. Polak pijak, awanturnik, przemytnik itp. Jednak, kiedy poznają nas bliżej, przekonują się, że wcale tak nie jest. Prócz tego, że jesteśmy bardzo cenionymi pracownikami na rynku pracy, często łamiemy stereotypy i pozwalamy poznać się z lepszej strony. Pracuję z ludźmi z różnych stron świata, są to nie tylko Norwedzy, ale i Szwedzi, osoby z dalekiego wschodu czy Ameryki Południowej i większość z nich lubi przebywać wśród Polaków, ponieważ jesteśmy bardzo towarzyscy i otwarci.
M.M.: Jakieś szczególnie przyjemne wspomnienia z ojczyzny, ze Złotnik?
N.S.: Wspomnień jest bardzo wiele i chyba nie sposób je wszystkie przytoczyć. Jednak najprzyjemniejsze lata, które spędziłam w Złotnikach, to czasy gimnazjum. Zawarło się wtedy wiele znajomości, a że każdy z nas był inny i każdy miał inne pomysły na wygłupy, nie było nudno ;-) Wtedy też miałam możliwość rozwinąć moją duszę artystyczną. Brałam udział w konkursach plastycznych, do dziś pamiętam wszystkie swoje rysunki i wiele przyjemności sprawiało mi 'brudzenie się' suchymi pastelami. Był zespół wokalny, chociaż teraz zostały tylko koncerty pod prysznicem ;-) i w domowym zaciszu. I oczywiście teatr szkolny, w którym była Pani reżyserem :-D, i masa wspomnień z nim związana. Są to wszystkie wpadki, które zrobiliśmy na scenie, raz na przykład w muszli koncertowej w Solankach tak pomieszaliśmy tekst, że Pani Gosia odpuściła sobie rolę suflera i odłożyła scenariusz na bok, oglądając nas i stresując się, że coś pójdzie nie tak. My natomiast świetnie daliśmy sobie radę, a Pani reżyser nie dostała zawału serca;-) Czasami chciałabym wrócić do tamtych czasów,  ale świat i życie pędzi do przodu i zostają tylko piękne wspomnienia :-D (uśmiech nr 5) ;-)
M.M.: Doskonale pamiętam tę sytuację:). Zrobiłam oczy jak pin-pongi i skupiłam się na robieniu fotografii, bo cóż mi pozostało… To były rzeczywiście piękne czasy! Ale wróćmy do teraźniejszości. Twoje największe marzenie?
N.S.: Lubię podróżować i zwiedzać różne nowe miejsca. W tym roku udało mi się zwiedzić Wilno, Tallinn i Wrocław. Jednymi z takich najbardziej wymarzonych miejsc są: Moskwa i Sankt Petersburg, a przy okazji chciałbym nauczyć się języka rosyjskiego w jednym z nich. Mam nadzieję,  że kiedyś będę miała okazję tam pojechać. Nie mniej jednak jest tyle cudownych miejsc na świecie, które warte są odwiedzin, że chciałabym jak najwięcej z nich zobaczyć. 
M.M.: Życzę Ci zatem zwiedzenia jak największego kawałka świata i dziękuję za rozmowę.

Zdjęcia udostępnione przez Natalię Staszewską
Małgorzata Małecka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz