Dzisiaj postanowiłam opublikować swój felieton, który napisałam specjalnie do październikowego wydania "Gminy w obiektywie". Może to zachęci tych, którzy jeszcze nie zakupili wciąż dostępnego w sprzedaży miesięcznika, do wysupłania z przepastnych kieszeni jedynie dwóch złociszy na tę pożyteczną lekturę:)
„Podczas wakacyjnych miesięcy
policjanci zatrzymali 35 921 nietrzeźwych kierujących, czyli o prawie 3,5
tysiąca mniej niż w rok wcześniej w czasie wakacji.” – głosiły triumfalnie na początku
września policyjne statystyki 2012. A ja
nie wiedziałam: śmiać się czy płakać? Przecież to tak, jakby prawie połowę
Inowrocławia napoić alkoholem, wsadzić za kierownice samochodów i wypuścić w
Polskę W rzeczywistości nawet do końca nie wiemy, ilu pijanych kierowców
grasuje po naszych drogach… Zostają przecież jeszcze ci, którym udało się
umknąć przed konsekwencjami własnej nieodpowiedzialności. Jazda na podwójnym
gazie staje się powoli naszym sportem narodowym. Ojcowie, matki, a nawet babki
i dziadkowie z promilami wożą swoje pociechy. Czasami udaje im się wyjść cało z
opresji, ale bywa – a jeden raz to już za dużo – że powodują wypadki, zabijają
siebie, innych, pozostawiając za sobą rozpacz i pustkę.
Czy zawsze odpowiednio reagujemy, kiedy kierowca pije?
Kiedy wiemy, że np. następnego dnia usiądzie za kółkiem, zaś alkohol w jego
krwi nadal będzie buzował? Jak powinniśmy zareagować? Nie zawsze wydaje się to takie
proste…
Kilka lat temu przyjechała do mnie Pani X – mieszkanka
naszej gminy, kobieta niegdyś na stanowisku, która powoli staczała się przez
alkoholizm. Słyszałam o niej i jej nałogu już wcześniej wiele przerażających
opowieści. Pierwszy raz zajechała pod mój dom swoim autem sama. Już pierwszy
jej oddech podziałał na mnie jak wyziew wulkanu. Mówiła o tym, jak to ludzie
najpierw ją skrzywdzili, częstując alkoholem, a potem odsunęli się od niej. Po
kilku dniach pojawiła się ponownie, gdyż miała do mnie sprawę. Wyszłam do niej
przed bramę mego domostwa, ponieważ nie chciałam, aby zbyt długo zabawiła. Ku
mojemu przerażeniu tym razem nie tylko zionęła wodą ognistą jak smok, ale
jeszcze w aucie przewoziła swoją kilkunastoletnią córkę. Do dziś zastanawiam
się, co powinnam była wtedy zrobić, jak zareagować. Zadzwonić na policję?
Przecież mogła zrobić krzywdę nie tylko sobie, ale i córce oraz innym
użytkownikom ruchu. Na szczęście nie doszło do żadnego wypadku, bo gdyby… Nie
wybaczyłabym sobie do końca życia.
Jakiś czas potem,
prawie dwa lata temu, poznałam trzydziestokilkuletnią kobietę,
rozwiedzioną matkę dwojga dzieci. Na początku ta znajomość wydawała się całkiem
w porządku. Nie będę tu roztrząsać przywar tej pani, które wkrótce dogłębnie
poznałam, ale opowiem o jej zachowaniu, zagrażającym użytkownikom dróg naszej
gminy i powiatu. Odwiedziła mnie kiedyś wieczorową porą i zażądała wina.
Wiedziała, że mam, gdyż wcześniej nieopatrznie pochwaliłam się, iż otrzymałam w
prezencie. Na swoje usprawiedliwienie dodam tylko tyle, że na początku
myślałam, iż przyszła pieszo, ale - jak
się okazało - jej dość leciwy samochód stał przed moją posesją. Kiedy wreszcie wstała
z kanapy, nogi się pod nią ugięły i zażądała treściwego posiłku, gdyż nie była
w stanie pewnie się poruszać. Po konsumpcji polepszyło się jej, a ja
zaproponowałam, aby zostawiła samochód i udała się do swojego domu pieszo, lecz
ona tylko pokręciła głową, wyszła, wsiadła do auta i odjechała. Miała do
pokonania zaledwie kilka ulic, ale mnie i tak dręczyła obawa, zaś sumienie kąsało
niemiłosiernie: Po co jej dawałaś? Mogłaś
odmówić? Ale ona sama chciała, jest dorosła, głupio mi było odmówić, wyszłabym
na chytruskę! A jeśli spowoduje wypadek, zabije siebie lub kogoś innego? I
tak biłam się z myślami, dopóki nie upewniłam się, że nie doszło do żadnego nieszczęścia,
czyli - można rzec – noc z głowy. Po kilku tygodniach przyszła na imieniny.
Ponieważ było jeszcze jasno, więc wypiła „tylko” symboliczny kieliszek wina.
Mnie jednak znowu gryzło sumienie. Sama nie proponowałam, lecz kobieta ewidentnie
lgnęła do butelki. Po głębszym zastanowieniu postanowiłam przy kolejnym razie
być twardsza i zniechęcić ją do picia. Potem, co jakiś czas, „przygadywała się”
o alkohol, ale ja udawałam, że nie rozumiem jej jednoznacznych aluzji. To, co
tam jeszcze miałam dla gości, głęboko schowałam, obiecując sobie, że żaden
kierowca z samochodem pod moim domem już się u mnie nie napije. Jednakże moje
serce stało się twarde jak głaz w tym względzie, kiedy pewnego dnia
opowiedziała mi, jak to upiła się na imprezie rodzinnej w Inowrocławiu. Tego
dnia musiała jeszcze wracać do domu, więc kazała prowadzić samochód swemu
niespełna siedemnastoletniemu synowi. Uzasadnienie? Bo przecież on niepełnoletni i nie ma prawa jazdy, to mu nic nie
zrobią! Każdy, kto choć trochę zna się na prawie, wie, że to stwierdzenie nie
jest prawdą. Jak widać alkohol nie tylko przytępia zmysły, rozum, ale również uczucia, nawet rodzicielskie.
Każdy z Was zapewne mógłby podać podobne przykłady z
życia wzięte. Jedni zachowali się w takich sytuacjach mądrzej ode mnie, inni jeszcze
głupiej. Nie zawsze bowiem wiemy, co zrobić, nawet jeśli przeżyliśmy już na tym
świecie spory kawałek czasu. Myślę, że w takich przypadkach najlepiej pomyśleć o tych, których życie może
być zagrożone również przez nas, jeśli akceptujemy takie zachowanie kierowców. Na
naszych gminnych, powiatowych, wojewódzkich i ogólnopolskich drogach nie jest
bezpiecznie, dopóki szaleją po nich nietrzeźwi kierowcy, nierzadko z
przyzwoleniem społecznym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz