Ten felieton napisałam dla
Forumtransportu.pl, gdzie też został pierwotnie opublikowany. Porusza nie tylko
kwestię transportu, ale i przypomina, że prawda, jak zwykle, ma dwa oblicza. Łatwo
też domyślicie się, kim jest bohaterka mojego felietonu…
***
Fot. Ania Gawrońska |
Na co dzień często słyszymy
utyskiwania na zbytni ruch na ulicach, korki i te duże ciężarówki – zmorę
niewielkich samochodów osobowych – których kierowcy stwarzają niebezpieczne
sytuacje w ruchu drogowym. A przecież większość z nas czuje się królami szos i
uważa, że należy nam się pierwszeństwo. Dokładnie to samo myślą zapewne
kierowcy tirów, których denerwują te nieuważne „maluchy” plączące się pod
kołami. Prawda jest jednak taka, że dużo zależy od jednostki ludzkiej, a
znacznie mniej od rodzaju pojazdu.
Prawie każdy z nas zdaje sobie sprawę
z faktu, iż niektóre jego ubranie, sprzęty i smakołyki pochodzą z odległych
miejsc nie tylko Polski, ale i całego globu ziemskiego. Płyną do nas, fruną,
toczą się po torach i na kołach tylko po to, aby nam ułatwić życie, dostarczyć
rozrywki czy przyjemności kulinarnej.
Bywa też, jak już wspominałam na początku, że transport
ratuje życie, bo przecież ratownictwo medyczne wyposażone w ambulans czy
helikopter to również transport.
Dowiodę Wam jednak prawdziwości mojego
twierdzenia na przykładzie autentycznej historii życia kobiety – obecnie po
czterdziestce, której do egzystencji naprawdę niezbędny jest transport.
Maria urodziła się pod koniec lat
sześćdziesiątych. Jej matka mieszkała na wsi i aby dotrzeć do szpitala, a potem
odwieść mamę z dzieckiem, niezbędna była karetka pogotowia. Całe lata
dojeżdżała do szkół. Bez pociągów i autobusów nie zdobyłaby wykształcenia i nie
otrzymałaby posady nauczycielki. Wtedy to spadło na nią jak grom z jasnego
nieba: Ma Pani cukrzycę - powiedział
doktor. Potrzebna była insulina z obcych krajów. Bez niej Maria szybko by
umarła. Zawsze była i nadal jest wdzięczna, że ktoś przywozi ją z tak daleka,
aby ona mogła żyć. Choroba nie przeszkodziła jej w pracy i rozwijaniu swojej
pasji, którą był teatr. Stworzyła młodzieżową grupę teatralną. wraz z którą często
wyjeżdżała na występy – czasem w odległe i trudno dostępne miejsca. I znów
przydawał się transport – busy uwoziły grupę wraz z rekwizytami w siną dal po
nowe doświadczenia.
Minęły lata i zdrowie naszej bohaterki się pogorszyło –
diagnoza: zespół stopy cukrzycowej. Straciła część stopy. Jeszcze w szpitalu
wynajęła prywatny transport medyczny, który zawiózł ją na konsultacje do
specjalisty. Transport pomógł jej walczyć o każdy kawałek nogi. Kiedy wróciła
do domu, to dzięki transportowi mogła jeździć do lekarza, noga ciężko się goiła
i Maria nie była w stanie samodzielnie się poruszać. To już 4 lata... – mówi – noga
się goi, ale bardzo powoli – uśmiecha się z odrobiną smutku i nadziei.
Jednak wierzy, że wkrótce stanie na nogi. Obecnie jeździ na wózku. Brat zbudował
jej podjazd, aby mogła być bardziej samodzielna i miała większy kontakt z
ludźmi. Ponownie był potrzebny transport, żeby przywieźć materiały budowlane.
Maria bardzo często kupuje w sklepach
internetowych, właśnie ze względu na transport. Kurierzy bardzo dobrze znają ja
i jej matkę. Bez ich pomocy Maria i jej dość leciwa już matka nie miałyby się w
co ubrać. Poza tym w ich miejscowości nie ma zbyt wielu smakołyków dla
cukrzyków, od czasu do czasu więc kupują również jakieś specjały w Internecie,
aby uprzyjemnić sobie żywot. Obie z matką muszą zażywać leki ratujące życie, a
te również przybywają do nich za pośrednictwem transportu.
Maria wie, że żyje jedynie dzięki
wynalazkom medycyny i sprawnemu transportowi, który szybko dostarcza jej
brakujące, niezbędne leki.
Ciesze się, że są wynalazki medycyny, bo dzięki nim są z nami wspaniali ludzie.
OdpowiedzUsuń