niedziela, 18 listopada 2012

„Jestem inny. Czy to problem?”

Świat jest piękny właśnie przez swoją różnorodność  (fot. M.M.M.)
Postanowiłam kontynuować ważny - moim zdaniem - wątek tolerancji - nietolerancji. Znalazłam kolejny tekst, pochodzący z początku 2007 roku. Jego autorka miała wtedy ukończone 13 lat (była o rok młodsza niż pozostali z jej klasy). Praca była przeznaczona na konkurs, ale wyrażała prawdziwe spostrzeżenia i emocje autorki, która obecnie studiuje na UMK w Toruniu prawo i romanistykę.
Może znajdą się inni członkowie jej klasy, którzy zechcą podzielić się ze mną i czytelnikami bloga swoimi wspomnieniami i przemyśleniami?

Ktokolwiek zechce się wypowiedzieć, zapraszam:)
Ja zaś serdecznie pozdrawiam Dagmarę Oleksy - autorkę poniższego artykułu i  zapraszam do lektury:)))
*** 
„Jestem inny. Czy to problem?”

Każdy z nas boryka się z jakimiś trudnościami i problemami. Wszelkie różnice najbardziej uwidoczniają się w szkole. Każdy jest inny, a niektórzy w większym stopniu niż pozostali. Nie dla każdego stanowi to problem, ale znajdą się tacy, którym jest przykro z powodu ich „inności”.

No właśnie - szkoła. Z pewnością każdy się zgodzi, że to jest właśnie miejsce wielkich kontrastów. To tutaj na co dzień spotyka się młodzież. Niektóre osoby są bogate, modnie ubrane i na każdym kroku „szpanują” coraz to nowszymi osiągnięciami techniki. Takich osób nie postrzega się jako „inne”. Natomiast, gdy zauważy się osobę skromnie ubraną, bez odkrytego pępka i bez MP3, to patrzy się na nią, jak na, co najmniej, dziwoląga. Bardzo podobnie jest z osobami niepełnosprawnymi i tymi, którzy im pomagają.

Jak to jest w klasie integracyjnej?

W klasie integracyjnej, do której chodzę od siedmiu lat, panuje wspaniała atmosfera. Natalia, Marcin i Przemek są od urodzenia niepełnosprawni. Wszyscy troje są w jakimś stopniu niepełnosprawni umysłowo, dlatego korzystają z innego programu nauczania. Marcin ma dodatkowo problemy z poruszaniem się - musi korzystać z balkoniku. Kiedy rozpoczynałam naukę w takiej nietypowej klasie, było mi strasznie żal niepełnosprawnych kolegów.  Często denerwowało mnie ich zachowanie. Jednak, kiedy człowiek dorasta, zaczyna rozumieć większość spraw, to niepełnosprawność nie wydaje się taka straszna. Zauważyłam, że Natalka, Marcin, jak również Przemek są bardzo zadowoleni z życia i obcowanie z osobami pełnosprawnymi daje im mnóstwo radości. Wiele tak błahych czynności, jak na przykład zwykła wymiana zdań, wywołuje w nich euforię. Wtedy otwierają się na świat i można się z nimi świetnie bawić.

Tutaj każdy jest inny.

W naszej klasie, oprócz różnic w sprawności, widać wiele innych odmienności. Chodzą do tej klasy osoby szczupłe i te troszkę grubsze, niektórzy są wysocy, pozostali niscy, jedni mają wspaniałe poczucie humoru, inni raczej nie lubią żartować, są osoby uczące się bardzo dobrze, jak i te mające raczej przeciętne oceny - jak w „normalnej” klasie. Jest nas tylko dwudziestu dwoje. Jednakże cała klasa potrafi się wspaniale integrować, wszyscy jesteśmy niezwykła zgrani i zorganizowani. We wszystkie prace są zaangażowane również osoby niepełnosprawne. Co prawda nie każdy z naszej klasy w równym stopniu pomaga niepełnosprawnym kolegom, jednak wszyscy akceptują nasze codzienne klasowe życie. 

Chodzenie do klasy integracyjnej nie jest jedynie źródłem materialnych zysków.

W zeszłym roku szkolnym nasze gimnazjum wygrało projekt „Szkoła Marzeń”, za co otrzymało dużą kwotę pieniędzy. Dla naszej klasy przypadło aż 10% wygranej, za co wyposażyliśmy wnętrze naszej sali. Z tego wynika, że klasa integracyjna ma dużo „przywilejów”. Wielkim udogodnieniem dla Marcina (dla pozostałych też) jest to, że sporo zajęć lekcyjnych odbywa się w jednej sali. Poza tym niepełnosprawni, pod okiem pana Roberta, dużo zajęć mają w szkolnej czytelni. Wielokrotnie już spotkałam się z osobami z innych klas, które wyśmiewały się nie tylko z niepełnosprawnych, ale również z reszty klasy. Wtedy Daniel, najpotężniejszy z klasy, wraz z wychowawcą naszego bronili honoru. Sala nr 100, w której zwykle urzędujemy, jest pięknie umeblowana i wyposażona w sprzęt ćwiczeniowy dla niepełnosprawnych. Nasza klasa-II f w ubiegłym roku okazała się klasą z najwyższą średnią ocen, dlatego inni mogą mieć powody do zazdrości. Na pewno znajdą się w naszej klasie takie osoby, które po tylu latach wspólnego poznawania się czują między sobą nierozerwalną więź emocjonalną.

Chodzenie do klasy integracyjnej nie jest jednak korzystne we wszystkich dziedzinach jej funkcjonowania.

Na lekcjach, kiedy niepełnosprawni są razem z nami w klasie (np. na języku polskim), czasami Przemek nie potrafi powstrzymać swoich emocji i zachowuje się zbyt głośno. Wszyscy są już do tego przyzwyczajeni i rozumieją to. Teraz nikomu z naszej klasy nie przyszłoby do głowy krytykowanie takich zachowań. Wcześniej, kilka lat temu, wszystkie „dziwne” sytuacje na lekcjach wzbudzały we mnie złość, a nawet gniew, choć głupio się do tego przyznać.

Miałam też chwile słabości...

 Po ukończeniu szóstej klasy mieliśmy wybór, co do klasy, do której chcieliśmy uczęszczać. Wtedy nie miałam ochoty dłużej chodzić do klasy integracyjnej. Może z powodu byłej wychowawczyni, może nie chciałam dłużej spotykać się codziennie z tymi samymi osobami, być może chciałam poznać nowych kolegów? Sama nie wiem. Na szczęście zostałam w klasie integracyjnej. Myślę, że byłam za bardzo zżyta z wszystkimi, aby się rozstawać. Tylko Paweł postanowił pójść do innej klasy. Na początku pierwszej klasy gimnazjalnej niektórzy buntowali się, ponieważ twierdzili, że to rodzice chcieli, aby tu chodzili. Teraz, na szczęście, już się nie sprzeciwiają.
Moim zdaniem osoby chodzące do klasy integracyjnej nie powinny czuć się „inne”,  tym bardziej, jeżeli chodzą do niej z własnej woli.  Jako „innych” powinniśmy postrzegać tych, którzy nie doceniają osób niepełnosprawnych i nie zauważają całego piękna integracji. Po siedmiu latach uczęszczania do tej niezwykłej klasy czuję potrzebę niesienia pomocy innym, z czego bardzo się cieszę.

Dagmara Oleksy (II f)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz