Świat jest piękny właśnie przez swoją różnorodność (fot. M.M.M.) |
Postanowiłam kontynuować ważny - moim zdaniem - wątek tolerancji - nietolerancji. Znalazłam kolejny tekst, pochodzący z początku 2007 roku. Jego autorka miała wtedy ukończone 13 lat (była o rok młodsza niż pozostali z jej klasy). Praca była przeznaczona na konkurs, ale wyrażała prawdziwe spostrzeżenia i emocje autorki, która obecnie studiuje na UMK w Toruniu prawo i romanistykę.
Może znajdą się inni członkowie jej klasy, którzy zechcą podzielić się ze mną i czytelnikami bloga swoimi wspomnieniami i przemyśleniami?
Ktokolwiek zechce się wypowiedzieć, zapraszam:)
Ja zaś serdecznie pozdrawiam Dagmarę Oleksy - autorkę poniższego artykułu i zapraszam do lektury:)))
***
„Jestem
inny. Czy to problem?”
Każdy z
nas boryka się z jakimiś trudnościami i problemami. Wszelkie różnice
najbardziej uwidoczniają się w szkole. Każdy jest inny, a niektórzy w większym
stopniu niż pozostali. Nie dla każdego stanowi to problem, ale znajdą się tacy,
którym jest przykro z powodu ich „inności”.
No właśnie - szkoła. Z pewnością każdy się zgodzi, że to jest właśnie miejsce wielkich kontrastów. To tutaj na co dzień spotyka się młodzież. Niektóre osoby są bogate, modnie ubrane i na każdym kroku „szpanują” coraz to nowszymi osiągnięciami techniki. Takich osób nie postrzega się jako „inne”. Natomiast, gdy zauważy się osobę skromnie ubraną, bez odkrytego pępka i bez MP3, to patrzy się na nią, jak na, co najmniej, dziwoląga. Bardzo podobnie jest z osobami niepełnosprawnymi i tymi, którzy im pomagają.
Jak to jest w klasie integracyjnej?
W
klasie integracyjnej, do której chodzę od siedmiu lat, panuje wspaniała
atmosfera. Natalia, Marcin i Przemek są od urodzenia niepełnosprawni. Wszyscy
troje są w jakimś stopniu niepełnosprawni umysłowo, dlatego korzystają z innego
programu nauczania. Marcin ma dodatkowo problemy z poruszaniem się - musi
korzystać z balkoniku. Kiedy rozpoczynałam naukę w takiej nietypowej klasie,
było mi strasznie żal niepełnosprawnych kolegów. Często denerwowało mnie ich zachowanie. Jednak,
kiedy człowiek dorasta, zaczyna rozumieć większość spraw, to niepełnosprawność
nie wydaje się taka straszna. Zauważyłam, że Natalka, Marcin, jak również
Przemek są bardzo zadowoleni z życia i obcowanie z osobami pełnosprawnymi daje
im mnóstwo radości. Wiele tak błahych czynności, jak na przykład zwykła wymiana
zdań, wywołuje w nich euforię. Wtedy otwierają się na świat i można się z nimi
świetnie bawić.
Tutaj każdy jest inny.
W
naszej klasie, oprócz różnic w sprawności, widać wiele innych odmienności.
Chodzą do tej klasy osoby szczupłe i te troszkę grubsze, niektórzy są wysocy,
pozostali niscy, jedni mają wspaniałe poczucie humoru, inni raczej nie lubią
żartować, są osoby uczące się bardzo dobrze, jak i te mające raczej przeciętne
oceny - jak w „normalnej” klasie. Jest nas tylko dwudziestu dwoje. Jednakże
cała klasa potrafi się wspaniale integrować, wszyscy jesteśmy niezwykła zgrani
i zorganizowani. We wszystkie prace są zaangażowane również osoby
niepełnosprawne. Co prawda nie każdy z naszej klasy w równym stopniu pomaga
niepełnosprawnym kolegom, jednak wszyscy akceptują nasze codzienne klasowe
życie.
Chodzenie do klasy integracyjnej nie jest
jedynie źródłem materialnych zysków.
W zeszłym
roku szkolnym nasze gimnazjum wygrało projekt „Szkoła Marzeń”, za co otrzymało
dużą kwotę pieniędzy. Dla naszej klasy przypadło aż 10% wygranej, za co
wyposażyliśmy wnętrze naszej sali. Z tego wynika, że klasa integracyjna ma dużo
„przywilejów”. Wielkim udogodnieniem dla Marcina (dla pozostałych też) jest to,
że sporo zajęć lekcyjnych odbywa się w jednej sali. Poza tym niepełnosprawni,
pod okiem pana Roberta, dużo zajęć mają w szkolnej czytelni. Wielokrotnie już
spotkałam się z osobami z innych klas, które wyśmiewały się nie tylko z
niepełnosprawnych, ale również z reszty klasy. Wtedy Daniel, najpotężniejszy z
klasy, wraz z wychowawcą naszego bronili honoru. Sala nr 100, w której zwykle
urzędujemy, jest pięknie umeblowana i wyposażona w sprzęt ćwiczeniowy dla
niepełnosprawnych. Nasza klasa-II f w ubiegłym roku okazała się klasą z
najwyższą średnią ocen, dlatego inni mogą mieć powody do zazdrości. Na pewno
znajdą się w naszej klasie takie osoby, które po tylu latach wspólnego
poznawania się czują między sobą nierozerwalną więź emocjonalną.
Chodzenie do klasy integracyjnej nie jest
jednak korzystne we wszystkich dziedzinach jej funkcjonowania.
Na
lekcjach, kiedy niepełnosprawni są razem z nami w klasie (np. na języku
polskim), czasami Przemek nie potrafi powstrzymać swoich emocji i zachowuje się
zbyt głośno. Wszyscy są już do tego przyzwyczajeni i rozumieją to. Teraz nikomu
z naszej klasy nie przyszłoby do głowy krytykowanie takich zachowań. Wcześniej,
kilka lat temu, wszystkie „dziwne” sytuacje na lekcjach wzbudzały we mnie
złość, a nawet gniew, choć głupio się do tego przyznać.
Miałam też chwile słabości...
Po ukończeniu szóstej klasy mieliśmy wybór, co
do klasy, do której chcieliśmy uczęszczać. Wtedy nie miałam ochoty dłużej chodzić
do klasy integracyjnej. Może z powodu byłej wychowawczyni, może nie chciałam
dłużej spotykać się codziennie z tymi samymi osobami, być może chciałam poznać
nowych kolegów? Sama nie wiem. Na szczęście zostałam w klasie integracyjnej.
Myślę, że byłam za bardzo zżyta z wszystkimi, aby się rozstawać. Tylko Paweł
postanowił pójść do innej klasy. Na początku pierwszej klasy gimnazjalnej
niektórzy buntowali się, ponieważ twierdzili, że to rodzice chcieli, aby tu chodzili.
Teraz, na szczęście, już się nie sprzeciwiają.
Moim
zdaniem osoby chodzące do klasy integracyjnej nie powinny czuć się „inne”, tym bardziej, jeżeli chodzą do niej z własnej
woli. Jako „innych” powinniśmy postrzegać
tych, którzy nie doceniają osób niepełnosprawnych i nie zauważają całego piękna
integracji. Po siedmiu latach uczęszczania do tej niezwykłej klasy czuję
potrzebę niesienia pomocy innym, z czego bardzo się cieszę.
Dagmara Oleksy (II f)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz