Fot. Wojciech Giersz |
Poniżej zamieszczam felieton Magdy Serkowskiej, traktujący właśnie o przesądach. Obecnie autorka jest już dorosłą osobą, a tekst ten napisała, będąc w gimnazjum, czyli około 7 lat temu.
Polecam:)))
Trzynastego w piątek z czarnym kotem...
Magdalena Serkowska
Któż z nas nie pomyślał chociaż raz
w życiu, że może trzynastego, na dodatek w piątek, lepiej nie wychodzić z domu?
Szczerze mówiąc, sama się nad tym nieraz zastanawiałam. Zazwyczaj dochodziłam
jednak do wniosku, iż to tylko ludzkie gadanie, zwykłe przesądy, ale... kto
wie?
Trzeba by to było głębiej przeanalizować. Mam na myśli
świetny przykład – najsłynniejszą katastrofę związaną z pechową trzynastką –
wypadek statku kosmicznego Apollo 13, wystrzelonego z platformy nr 39 (3 razy
13) o godzinie 20:13. Czy to zwykły przypadek?
Jednak w życiu nie tylko trzynastki
się boimy. Zastanów się, o czym myślisz, gdy drogę przebiegnie ci czarny kot?
Oczywiście przychodzi ci do głowy jedno słowo: NIESZCZĘŚCIE. Czy zwykłe koty
mogą być powodem naszych zmartwień? Ja mam trzy czarne koty i nie uważam ich za
powód mojego pecha. Raczej nie wierzę w takie rzeczy, lecz opowiem wam pewną
dziwną historię, która przydarzyła mi się w piątek trzynastego.
Było to w lipcu. Wstałam rano z
łóżka o godzinie 8.00. Spojrzałam w kalendarz i ujrzałam datę: piątek
trzynastego lipca. Mama wysłała mnie po zakupy. Nieopodal zabudowań drogę
przebiegł mi czarny kot. Pomyślałam wtedy z lekkim uśmiechem na ustach: No
ładnie, teraz to już na pewno będę miała pecha. To pewne jak amen w pacierzu.
W tym dniu miałam wypróbować nowy
przepis na ciasto i postanowiłam kupić wszystkie niezbędne składniki. Niestety,
ku mojemu zdumieniu w sklepie nie otrzymałam ani jednej rzeczy, jaka była mi
potrzebna. No, trudno – pomyślałam – będę musiała pojechać do Złotnik. Bardzo
zależało mi na upieczeniu tego placka. W drodze powrotnej ze sklepu, jadąc na
rowerze do domu, ni stąd ni zowąd przewróciłam się i zdarłam kolano.
Kusztykając, dotarłam do domu.
Gdy noga przestała mnie boleć, wyruszyłam do
Złotnik. Tam złamał mi się obcas i to w dodatku w obecności przystojnych
chłopaków, a że nieszczęścia chodzą parami, na dodatek przewróciłam się,
starłam drugą nogę i podarłam spodnie. Cała czerwona ze wstydu, chwyciłam rower
i pośpiesznie udałam się w drogę powrotną.
Przygotowałam kupione składniki i zabrałam się za
pieczenie. Wstawiłam biszkopt do piekarnika, a sama w tym czasie zaczęłam
sprzątać. Odkurzając dywan, poczułam dziwny zapach... tak jakby... spalenizny!
Krzyknęłam tylko: O Boże! - i pobiegłam do kuchni. Na śmierć zapomniałam o
cieście. Z pieca dobywały się kłęby dymu, a gdy otworzyłam drzwiczki
piekarnika, ujrzałam coś czarnego i śmierdzącego... placek. Jeżeli tak ma
wyglądać reszta mojego dnia, to dziękuję, wolę położyć się łóżka i przespać
resztę pechowego dzionka.
Niestety, to jeszcze nie był koniec. Przed wieczorem
stłukłam 5 talerzy, 6 szklanek, przypaliłam żelazkiem moją ulubioną bluzkę i
podarłam spódniczkę. Teraz czekam na następny piątek trzynastego, aby przeżyć
kolejny dzień pełen wrażeń.
Więc może jest coś jednak w tych
przesądach? Ale dlaczego to akurat trzynastka ma być pechowa, zaś siódemka
szczęśliwa, a nie na odwrót? Dlaczego na widok kominiarza łapiemy się za guzik,
a kiedy dwie osoby się zmówią, klepią się w kolano, bezzwłocznie powtarzając
formułkę : Moje szczęście, twój pech...?
Od lewej: Magda, obok Ania Wiktorowicz (fot. M.M.M.) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz