piątek, 2 listopada 2012

Wierzycie w przesądy?

Fot. Wojciech Giersz
Dzisiaj piątek:) Jedno z przysłów mówi: Piątek, zły początek. Jeśli w to wierzyć, to mam przechlapane. Urodziłam się w piątek, nie, nie trzynastego, bo to byłaby chyba już lekka przesada:) Osobiście uważam, że piątek to zupełnie  przyjemny dzień:), tym bardziej, że przed nami jeszcze sobota i niedziela. Lubię też czarne koty, są takie... aksamitne. Czasami jednak w którymś dniu naszego życia gromadzi się tyle nieudanych przedsięwzięć, że aż kusi, aby odpowiedzialność za te "porażki" zrzucić np. na biednego czarnego Mruczka, który nieopatrznie przebiegł nam drogę.


Poniżej zamieszczam felieton Magdy Serkowskiej, traktujący właśnie o przesądach. Obecnie autorka jest już dorosłą osobą, a tekst ten napisała, będąc w gimnazjum, czyli około 7 lat temu.

Polecam:)))
Trzynastego w piątek z czarnym kotem...
Magdalena Serkowska 

            Czy trzynastka jest pechowa? Czy jeśli drogę przebiegnie nam czarny kot, czeka nas nieszczęście?
         Któż z nas nie pomyślał chociaż raz w życiu, że może trzynastego, na dodatek w piątek, lepiej nie wychodzić z domu? Szczerze mówiąc, sama się nad tym nieraz zastanawiałam. Zazwyczaj dochodziłam jednak do wniosku, iż to tylko ludzkie gadanie, zwykłe przesądy, ale... kto wie?
Trzeba by to było głębiej przeanalizować. Mam na myśli świetny przykład – najsłynniejszą katastrofę związaną z pechową trzynastką – wypadek statku kosmicznego Apollo 13, wystrzelonego z platformy nr 39 (3 razy 13) o godzinie 20:13. Czy to zwykły przypadek?
            Jednak w życiu nie tylko trzynastki się boimy. Zastanów się, o czym myślisz, gdy drogę przebiegnie ci czarny kot? Oczywiście przychodzi ci do głowy jedno słowo: NIESZCZĘŚCIE. Czy zwykłe koty mogą być powodem naszych zmartwień? Ja mam trzy czarne koty i nie uważam ich za powód mojego pecha. Raczej nie wierzę w takie rzeczy, lecz opowiem wam pewną dziwną historię, która przydarzyła mi się w piątek trzynastego.
            Było to w lipcu. Wstałam rano z łóżka o godzinie 8.00. Spojrzałam w kalendarz i ujrzałam datę: piątek trzynastego lipca. Mama wysłała mnie po zakupy. Nieopodal zabudowań drogę przebiegł mi czarny kot. Pomyślałam wtedy z lekkim uśmiechem na ustach: No ładnie, teraz to już na pewno będę miała pecha. To pewne jak amen w pacierzu.
            W tym dniu miałam wypróbować nowy przepis na ciasto i postanowiłam kupić wszystkie niezbędne składniki. Niestety, ku mojemu zdumieniu w sklepie nie otrzymałam ani jednej rzeczy, jaka była mi potrzebna. No, trudno – pomyślałam – będę musiała pojechać do Złotnik. Bardzo zależało mi na upieczeniu tego placka. W drodze powrotnej ze sklepu, jadąc na rowerze do domu, ni stąd ni zowąd przewróciłam się i zdarłam kolano. Kusztykając, dotarłam do domu.
Gdy noga przestała mnie boleć, wyruszyłam do Złotnik. Tam złamał mi się obcas i to w dodatku w obecności przystojnych chłopaków, a że nieszczęścia chodzą parami, na dodatek przewróciłam się, starłam drugą nogę i podarłam spodnie. Cała czerwona ze wstydu, chwyciłam rower i pośpiesznie udałam się w drogę powrotną.
Przygotowałam kupione składniki i zabrałam się za pieczenie. Wstawiłam biszkopt do piekarnika, a sama w tym czasie zaczęłam sprzątać. Odkurzając dywan, poczułam dziwny zapach... tak jakby... spalenizny! Krzyknęłam tylko: O Boże! - i pobiegłam do kuchni. Na śmierć zapomniałam o cieście. Z pieca dobywały się kłęby dymu, a gdy otworzyłam drzwiczki piekarnika, ujrzałam coś czarnego i śmierdzącego... placek. Jeżeli tak ma wyglądać reszta mojego dnia, to dziękuję, wolę położyć się łóżka i przespać resztę pechowego dzionka.
Niestety, to jeszcze nie był koniec. Przed wieczorem stłukłam 5 talerzy, 6 szklanek, przypaliłam żelazkiem moją ulubioną bluzkę i podarłam spódniczkę. Teraz czekam na następny piątek trzynastego, aby przeżyć kolejny dzień pełen wrażeń.
            Więc może jest coś jednak w tych przesądach? Ale dlaczego to akurat trzynastka ma być pechowa, zaś siódemka szczęśliwa, a nie na odwrót? Dlaczego na widok kominiarza łapiemy się za guzik, a kiedy dwie osoby się zmówią, klepią się w kolano, bezzwłocznie powtarzając formułkę : Moje szczęście, twój pech...?
Od lewej: Magda, obok Ania Wiktorowicz (fot. M.M.M.)
Takich pytań jest jeszcze bardzo wiele, a na większość z nich nie znamy odpowiedzi. Chciałabym kiedyś spotkać takiego prawdziwego pechowca – osobę, której naprawdę przytrafiają się dziwne, niespotykane rzeczy. Na pewno byłoby z nim o czym pogadać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz