W listopadowym numerze
"Gminy w obiektywie" mieliście okazję poczytać o żmudnej drodze do
sukcesu twórczyni firmy "Metalowiec". Dla tych, którzy z jakichś
przyczyn (np. oddalenia od naszej gminy) nie mogli zakupić gazety,
poniżej publikuję rozmowę, którą przeprowadziła redaktor Barbara
Gawrońska.
O której z rodzinnych firm autorka napisała w grudniowym - świątecznym wydaniu?
Ja Wam tego nie zdradzę. Nie ma innego wyjścia, do sklepu marsz:)))
***
Rozmowa
z twórczynią firmy „Metalowiec” - panią Urszulą Głąb oraz jej synem
Arkadiuszem
Pani Urszula Głąb znana jest od lat wielu mieszkańcom
naszej gminy jako kobieta pełna energii, która zbudowała podstawy firmy
„Metalowiec”, zaopatrującej rolników w sprzęt i części do produkcji rolnej.
Sama pamiętam mały sklepik przy ulicy Szosa Bydgoska, w którym głównym
sprzedawcą, „alfą i omegą” była pani Urszula. Jej synowie co chwilę
potrzebowali matczynej pomocy w odszukaniu elementów poszukiwanych przez
klientów. Dziś to poważni biznesmeni.
- Jest pani „Kobietą sukcesu” na terenie gminy
Złotniki Kujawskie, takie jest moje zdanie, ale zapewne również wielu ludzi, którzy
pamiętają jeszcze czasy małego sklepiku przy ulicy Szosa Bydgoska. Proszę powiedzieć
jak to się zaczęło, kiedy pani wpadła na pomysł takiej działalności? - W
1992 roku kupiliśmy dom po Zalewskich. Od początku był taki pomysł, że będzie
to sklep z rożnymi częściami do produkcji rolnej, gospodarstwa domowego i
plastikami. Potem przychodzili rolnicy i mówili, co potrzebują, a my powiększaliśmy
nasz asortyment. - Nie jest pani mieszkanką naszej gminy, gdzie pani zatem
mieszka i czym zajmowała się wcześniej? – Rzeczywiście, mieszkam w Radłówku
gm. Inowrocław, tam mamy małe 12 ha gospodarstwo, które prowadzi najmłodszy
syn. W gospodarstwie było wszystko, łącznie z warzywami. Jeden z synów mieszka
już w Złotnikach. – Ile ma pani dzieci? – Trzech chłopaków. – Proszę
powiedzieć, jakie były początki tej firmy i kiedy zdecydowała się pani na kupienie
obiektu po byłych GS-ach? Dostaliście propozycję kupna, czy stanęliście do
przetargu? – Na początku wcale nie było łatwo. Byliśmy małymi odbiorcami, którzy
wszystkiego musieli się uczyć. Pamiętam, jak kiedyś przywieźli mi oringi, myślałam,
po co mi tyle paczuszek i wszystkie pomieszałam razem. Kiedy miałam wydać jakiś
rozmiar, zrozumiałam, czemu były podzielone. Na pytanie o zakup GS-ów, to już
odpowie syn Arek. – W takim razie, panie Arku, jak to było? – W roku
2004 syndyk robił przetarg na sprzedaż GS – ów. Odbyły się trzy przetargi i nie
było chętnych. Mieli podzielić na działki, osobno sprzedawać magazyny i skup.
Dowiedziałem się o tym przypadkowo i postanowiliśmy kupić całość. – Co
obecnie sprzedajecie w waszej firmie? – Przede wszystkim maszyny i części do
produkcji rolnej, cement, węgiel, artykuły gospodarstwa rolnego, farby, części
do samochodów (podstawowe są dostępne, pozostałe przywozimy na zamówienie).
Mamy zamiar z powrotem wejść w stal, kiedyś już mieliśmy. – Prowadzicie
sprzedaż ciągników i maszyn rolniczych, zakupujecie je od firm za gotówkę?
Prowadzicie również sprzedaż ratalną, to wy kredytujecie czy banki?– Nie
musimy kupować, firmy same wstawiają je do nas do sprzedaży. Co do sprzedaży na
raty, to współpracujemy z bankami i to one kredytują kupujących. – Ilu
pracowników obecnie zatrudniacie i kto pracuje u was najdłużej? -
Zatrudniamy ośmioro osób, plus dwóch współwłaścicieli - Arek i Marek. Wielu ludzi
pyta się o pracę, niestety, trudno jest dobrać dobrych pracowników, tutaj
trzeba się znać na wielu rzeczach. Najdłużej pracuje u nas pan Łukasz
Foint. – Jak długo trwa remanent przy tak rozległym asortymencie? – Całe
dwa tygodnie. – Jaką radę dałaby pani tym, którzy otwierają swoją pierwszą
firmę i czy łatwo jest prowadzić taką działalność? – Nie można się zrażać pierwszymi
niepowodzeniami, sukces przychodzi powoli i trzeba na to czasu. Albo się
ma zmysł techniczny, albo się nie ma. Kiedyś znałam każdą część w ciągniku,
dzisiaj jest tyle sprzętu i elektroniki, że dużo trzeba wyszukiwać w komputerze
po symbolach. – odpowiada pani Urszula. –
Co należy uznać za największy sukces firmy? – Sukcesem, a może zrządzeniem
losu był zakup tej nieruchomości przy Jęczmiennej, bo dzisiaj przy Szosie
Bydgoskiej od czasu remontu drogi nie ma możliwości postoju samochodów i nie
wiadomo, co byłoby dzisiaj, może nie byłoby tego wywiadu z panią redaktor. - odpowiada
pan Arek. –
Jeszcze jedno,
ostatnie pytanie do pani. Czy chciałaby pani zamieszkać w Złotnikach? – Myślę,
że na zawsze zostanę w Radłówku. Wychodzę z domu, idę do ogrodu, do warzywnika,
a jak mam ochotę to idę poplotkować do sąsiadki . Powiem tak, tam spędziłam większość
życia z mężem Julianem i tam czuję się dobrze.
Patrząc
na tych ludzi, można wysnuć jeden wniosek, że własna, rodzinna firma może przynosić
wymierne korzyści. Potrzebne jest jednak kilka aspektów – odwaga, operatywność,
wzajemne zaufanie i rodzinna atmosfera. Tego zapewne nie brakuje tej rodzinie,
czego życzę wszystkim, którzy stają na początku drogi do własnej działalności.
Zdjęcia
i tekst: Barbara Gawrońska
W następnym numerze
przedstawimy inną ciekawą, rodzinną firmę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz