sobota, 8 grudnia 2012

"(...) sukces przychodzi powoli (...)"

W listopadowym numerze "Gminy w obiektywie" mieliście okazję poczytać o żmudnej drodze do sukcesu  twórczyni firmy "Metalowiec". Dla tych, którzy z jakichś przyczyn (np. oddalenia od naszej gminy) nie mogli zakupić gazety, poniżej publikuję rozmowę, którą przeprowadziła redaktor Barbara Gawrońska.
O której z rodzinnych firm autorka napisała w grudniowym - świątecznym wydaniu?
Ja Wam tego nie zdradzę. Nie ma innego wyjścia, do sklepu marsz:)))
***
Kobieta sukcesu

Rozmowa z twórczynią firmy „Metalowiec” -  panią Urszulą Głąb oraz jej synem Arkadiuszem


 Pani Urszula Głąb znana jest od lat wielu mieszkańcom naszej gminy jako kobieta pełna energii, która zbudowała podstawy firmy „Metalowiec”, zaopatrującej rolników w sprzęt i części do produkcji rolnej. Sama pamiętam mały sklepik przy ulicy Szosa Bydgoska, w którym głównym sprzedawcą, „alfą i omegą” była pani Urszula. Jej synowie co chwilę potrzebowali matczynej pomocy w odszukaniu elementów poszukiwanych przez klientów. Dziś to poważni biznesmeni.

 - Jest pani „Kobietą sukcesu” na terenie gminy Złotniki Kujawskie, takie jest moje zdanie, ale zapewne również wielu ludzi, którzy pamiętają jeszcze czasy małego sklepiku przy ulicy Szosa Bydgoska. Proszę powiedzieć jak to się zaczęło, kiedy pani wpadła na pomysł takiej działalności? - W 1992 roku kupiliśmy dom po Zalewskich. Od początku był taki pomysł, że będzie to sklep z rożnymi częściami do produkcji rolnej, gospodarstwa domowego i plastikami. Potem przychodzili rolnicy i mówili, co potrzebują, a my powiększaliśmy nasz asortyment. - Nie jest pani mieszkanką naszej gminy, gdzie pani zatem mieszka i czym zajmowała się wcześniej? – Rzeczywiście, mieszkam w Radłówku gm. Inowrocław, tam mamy małe 12 ha gospodarstwo, które prowadzi najmłodszy syn. W gospodarstwie było wszystko, łącznie z warzywami. Jeden z synów mieszka już w Złotnikach. – Ile ma pani dzieci? – Trzech chłopaków. – Proszę powiedzieć, jakie były początki tej firmy i kiedy zdecydowała się pani na kupienie obiektu po byłych GS-ach? Dostaliście propozycję kupna, czy stanęliście do przetargu? – Na początku wcale nie było łatwo. Byliśmy małymi odbiorcami, którzy wszystkiego musieli się uczyć. Pamiętam, jak kiedyś przywieźli mi oringi, myślałam, po co mi tyle paczuszek i wszystkie pomieszałam razem. Kiedy miałam wydać jakiś rozmiar, zrozumiałam, czemu były podzielone. Na pytanie o zakup GS-ów, to już odpowie syn Arek. – W takim razie, panie Arku, jak to było? – W roku 2004 syndyk robił przetarg na sprzedaż GS – ów. Odbyły się trzy przetargi i nie było chętnych. Mieli podzielić na działki, osobno sprzedawać magazyny i skup. Dowiedziałem się o tym przypadkowo i postanowiliśmy kupić całość. – Co obecnie sprzedajecie w waszej firmie? – Przede wszystkim maszyny i części do produkcji rolnej, cement, węgiel, artykuły gospodarstwa rolnego, farby, części do samochodów (podstawowe są dostępne, pozostałe przywozimy na zamówienie). Mamy zamiar z powrotem wejść w stal, kiedyś już mieliśmy. – Prowadzicie sprzedaż ciągników i maszyn rolniczych, zakupujecie je od firm za gotówkę? Prowadzicie również sprzedaż ratalną, to wy kredytujecie czy banki?– Nie musimy kupować, firmy same wstawiają je do nas do sprzedaży. Co do sprzedaży na raty, to współpracujemy z bankami i to one kredytują kupujących. – Ilu pracowników obecnie zatrudniacie i kto pracuje u was najdłużej? - Zatrudniamy ośmioro osób, plus dwóch współwłaścicieli - Arek i Marek. Wielu ludzi pyta się o pracę, niestety, trudno jest dobrać dobrych pracowników, tutaj trzeba się znać na wielu rzeczach. Najdłużej pracuje u nas pan Łukasz Foint. – Jak długo trwa remanent przy tak rozległym asortymencie? – Całe dwa tygodnie. – Jaką radę dałaby pani tym, którzy otwierają swoją pierwszą firmę i czy łatwo jest prowadzić taką działalność? – Nie można się zrażać pierwszymi niepowodzeniami, sukces przychodzi powoli i trzeba na to czasu. Albo się ma zmysł techniczny, albo się nie ma. Kiedyś znałam każdą część w ciągniku, dzisiaj jest tyle sprzętu i elektroniki, że dużo trzeba wyszukiwać w komputerze po symbolach. – odpowiada pani Urszula. – Co należy uznać za największy sukces firmy? – Sukcesem, a może zrządzeniem losu był zakup tej nieruchomości przy Jęczmiennej, bo dzisiaj przy Szosie Bydgoskiej od czasu remontu drogi nie ma możliwości postoju samochodów i nie wiadomo, co byłoby dzisiaj, może nie byłoby tego wywiadu z panią redaktor. - odpowiada pan Arek. Jeszcze jedno, ostatnie pytanie do pani. Czy chciałaby pani zamieszkać w Złotnikach? – Myślę, że na zawsze zostanę w Radłówku. Wychodzę z domu, idę do ogrodu, do warzywnika, a jak mam ochotę to idę poplotkować do sąsiadki . Powiem tak, tam spędziłam większość życia z mężem Julianem i tam czuję się dobrze.

Patrząc na tych ludzi, można wysnuć jeden wniosek, że własna, rodzinna firma może przynosić wymierne korzyści. Potrzebne jest jednak kilka aspektów – odwaga, operatywność, wzajemne zaufanie i rodzinna atmosfera. Tego zapewne nie brakuje tej rodzinie, czego życzę wszystkim, którzy stają na początku drogi do własnej działalności.

Zdjęcia i tekst: Barbara Gawrońska

W następnym numerze przedstawimy inną ciekawą, rodzinną firmę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz