Fot. B.G. |
***
Pamiętnik
internetowy – część II (2)
23 grudnia 2006
Wesołych Świąt!
Wesołych
Świąt, bo taaaak!! To już JUTRO, już jutro Wigilia, a potem całe dwa dni
świątecznego, nieocenzurowanego żarcia! Jak ja wytrzymam? Nie wiem, ale boję
się! Całą moją dietę szlag trafi. Od Nowego Roku będę musiał zasuwać, co by
uwolnić świąteczne i sylwestrowe opychanie się z mojego ciała. O ile sumienie
mi pozwoli na pochłonięcie całej kupy schabów, klopsów, indyka, kurczaka,
zrazów, bigosu (uwielbiam!!!) i oczywiście tony ciasta wszelakiej maści! Zrobię
rundę po Irlandii, tydzień pobieduję na chlebie pełnoziarnistym i musli i jakoś
to będzie. Zresztą, kto jak kto, ale ja mam niedowagę, więc co mi tam, te pięć
kilo w tę, czy w tamtą? Trudno się mówi. Ostatecznie pół roku drastycznego
odchudzania (z miesięczną przerwą, którą spowodowała wyprowadzka do Irlandii)
zaprzepaszczone w tydzień. Co to jest? Przecież przede mną jeszcze (mam
nadzieję) ze sześćdziesiąt lat życia.
Dzisiejszy
dzień wyglądał mniej więcej tak:
- Krzyyyyychu!!! Idź do
delikatesów, bo nie ma… x 35.
- Krzyyyysiu – śpiewająco, co
sugerowało duuuże zakupy – nie ma tego, tego, tego, tego, tego i tego. Idź więc
i kup! x 15.
- Krzychu? Gdzie ty jesteś, jak
jesteś potrzebny? Idź do sklepu… (telefonicznie, bo akurat wyrwałem się, co by
uniknąć takich scen, na marne) x 10.
- KRZYCHU!!!!!!!!!!!!
(niewyobrażalny, maniakalny krzyk na tle załamania nerwowego, towarzyszącego
przy większych świętach) idź ostatni raz już tam… x 20 (dwadzieścia ostatnich
razów).
Tak też minął
mi dzionek. Na ciągłym lataniu po sklepach, bo co chwilę coś trzeba było kupić.
Dopiero teraz mogłem usiąść spokojnie przed komputerem i spłodzić, co nieco na
te święta! Zapowiadają się one straszliwie, ale jakoś przetrwam ten okres ze
słuchawkami w uszach i „Czarną linią” Jean’a-Christophe’ea Grange’a w ręku. Na
sylwestra wybywam z domu, bo cud chciał, że mnie zaproszono, więc może Nowy Rok
nie będzie taki zły? W końcu to 9. Mój rok… ;)
Poza tym
dzisiaj usiłowałem kupić opłatek. Wszystkim przypomniało się o najważniejszej
części Wigilii dopiero w sobotę, gdzie opłatka nie uświadczysz, tym bardziej,
że Irlandczycy nie dzielą się tą „potrawą”, więc stopień trudności został
zawyżony. Oczywiście, dzięki mojemu wrodzonemu talentowi przywódczemu (czytaj:
niesamowitemu szczęściu) znalazła się dobra dusza, która zechciała się
podzielić swoją pokaźną liczbą opłatków, tak, więc jesteśmy uratowani.
Mniejsza o to.
Ważniejsze prezenty. W tym roku dostanę całkiem przyzwoitą, wygodną, miłą w
dotyku, granatową… piżamę. To oficjalnie 24 grudnia. Bo nieoficjalnie (na
gwiazdkę, pod choinkę, Gwiazdor mi przyniósł – wszędzie mówi się inaczej, toteż
wymieniam wszystkie warianty) - dostałem gitarę, trzy książki, odtwarzacz mp3
(zakupiony z mojego budżetu za pieniądze dobrych ludzi, którzy nadszarpnęli
swoje portfele za to, że im pozałatwiałem różne sprawy związane z obcowaniem w
Irlandii) i głośniki do komputera. Do tego po chamsku wręcz doładowałem sobie
siłą konto, bo już miałem debet przez miesiąc, a to moja rodzinka wydzwoniła
wszystkie środki, stosując politykę totalitarną i łącząc się z bratem zamieszkałym
jeszcze w Polsce za moimi plecami, używając mojej komórki, a na domiar
wszystkiego potajemnie ukrywając się w moim pokoju.
Tak więc na
koniec pozostało mi tylko życzyć Wam wszystkim zdrowych i spokojnych świąt.
Obfitego jajka… Tfu! Smacznego opłatka i obżarcia się tymi specjałami, które
ktoś przygotowuje, a Wy skonsumujecie (spokojnie, w moim przypadku jest tak
samo i to już od siedemnastu lat). Uśmiechu w ciągu tych kilku wyjątkowych dni
i rodzinnej atmosfery. Wina, tylko ciepłego i przy kominku pitego, karpia
dużego, bez ości, a jak już to z małymi, gości, tych spodziewanych i tych niespodziewanych,
to dla nich wolne miejsce przy wigilijnym stole. Zimy za oknem ze śniegiem i choinki
w domu, pod którą moc prezentów. Tego wszystkiego i więcej życzę Wam ja!
Krzysiek, Semen, Szczurek czy jak sobie życzycie. Wesołych Świąt!!!
K.S.
K.S.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz