niedziela, 2 grudnia 2012

Zima, Koza itp.

Rety! Misiek się zbliża (fot. M.M.M.)
Kiedy dzisiaj się obudziłam, było szaro i ponuro. Pomyślałam więc, że skoro jesień powoli się kończy, dobrze byłoby zmienić zdjęcie główne. Pamiętam jeszcze lata,. kiedy w grudniu na dworze bieliło się ku uciesze oczu, a ja lepiłam bałwana, dopuszczając się domowego rabunku: węgielków na oczy, marchewki na nos i garnka na czapkę dla mojego dzieła...
Obecnie na dworze dominuje błoto... Miejmy nadzieję, że nowe zdjęcie przywabi biały puch na święta:)))
Z zimą, a właściwie jej końcówką kojarzy mi się Koza - obrzęd kultywowany jeszcze m.in. przez niektórych mieszkańców Tuczna, których serdecznie pozdrawiam. Kozę pamiętam jeszcze z dzieciństwa, jej przybycie do szkoły zawsze niosło ze sobą ogromne emocje. Na szczęście wtedy udawało mi się uniknąć kontaktu bezpośredniego z przebierańcami.
Po latach, kiedy już zostałam nauczycielką w gimnazjum, niestety, okazało się to niemożliwe. Byłam... molestowana... przez Misia... Na szczęście miałam aparat i nie zawahałam się go użyć. Dzięki czemu podduszona, oklepana, obita i usmarowana sadzą, przeżyłam i udokumentowałam ten obrzęd:)))
Zdjęcia może nie są najlepszej jakości, ale co tam, przecież działałam w szoku:)))

Zapraszam do galerii!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz