piątek, 28 grudnia 2012

Śmiech to wolność...

Gdyby zapytać moich znajomych czy byłych uczniów o moją cechę charakterystyczną, niejeden pewnie wymieniłby śmiech. Już w podstawówce, a potem w liceum miałam przez niego kłopoty. Jeśli coś mnie bawiło, to na całego:))) Przy okazji dementuję, jakoby ten potrójny uśmiech, który często zapisuję w postach, był moimi trzema podbródkami. Oświadczam, iż nadal posiadam jeden podbródek i mnożyć go nie zamierzam:)))
Ale wróćmy do meritum. W dorosłym życiu mój śmiech również czasami mi szkodził, ale... dla mnie śmiech - swobodny, szczery, nieopanowany - to wolność, a tej nie zamierzam się wyrzekać, choćbym nie wiem jak i nie wiem kogo w ten sposób gorszyła.
Oczywiście mój "rechot" ma również wielu zwolenników i w ten sposób jestem osobą kontrowersyjną, co odbieram z ukontentowaniem.

Poniżej wiersz, który chyba najlepiej oddaje mój stosunek do życia...

Śmiech



Pomalowałam paznokcie na niebiesko,

aby mieć kawałek nieba przy sobie.

Zawsze.

Patrzę na nie z uśmiechem i nadzieją.

Błyszczą błękitem słonecznej laguny.

Jestem niepoważna?

A dlaczego miałabym być.

Trzy kroki do śmierci,

o włos od zdrowego rozsądku,

dzięki Bogu jeszcze nie skwaszona

na zawsze, z takim prawem na bakier,

wiecznie napominana:

Opanuj swój śmiech.

Nie rozumiem, bo nie chcę.

Śmiech – moja linia papilarna, podpis – ja.

Nie zrezygnuję.

Te bruzdy wokół ust i oczu to od niego.

Wolę.

Siatka cierpienia wygładzona uśmiechem.

Nie pompatyczna, spontanicznie rozchichotana

kocham życie z nadzieją na wzajemność.



2006-09-12

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz